Adam Wojciech Bagiński
Urodził się w 1940 roku w Toruniu. W latach 1961–1966 studiował na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu uzyskując dyplom w pracowni prof. Stanisława Borysowskiego.
Od 1967 roku do dzisiaj jest związany z Zieloną Górą. W jego twórczości dominuje malarstwo olejne i akwarele. Tworzy także obiekty i instalacje - w 1995r. realizacja na III Europa Biennale Niderlausitz - Niemcy.
Swoje prace eksponował na 35 wystawach indywidualnych oraz około 150 wystawach zbiorowych w galeriach, muzeach, salach wystawowych w kraju i za granicą. Jego prace znajdują się w kolekcjach prywatnych, muzeach, instytucjach kulturalnych w kraju i za granicą.
Malarstwo jest dla mnie przekazywaniem treści psychicznych, formą dzielenia się własnymi emocjami i przeżywaniem świata. Moje obrazy są najczęściej wspomnieniem przeżyć różnych zjawisk natury. Dla tych wspomnień i wrażeń emocjonalnych szukam form, malarskiej przestrzeni, światła i nastroju w oszczędniej gamie kolorystycznej. Maluję różnymi narzędziami, różnicując materię malarską. Ważny jest dla mnie gest, dotknięcie płaszczyzny. Bardzo lubię technikę akwareli, ponieważ daje możliwość szybkiej materializacji emocji. Inspiruje mnie forma,która jest nieuchwytna, a istnieje między mną a rzeczywistością.
Jacek Gernat
Energia duszy. O malarstwie Adama Wojciecha Bagińskiego.
Szaromarmurowa płaszczyzna pola obrazowego. Pozorny spokój harmonijnie przenikających się łagodnych barw szarości, bieli, błękitu i ledwo dostrzegalnych smug brązu, miejscami jednak „zbrudzonych” niepokojem kolorów ciemniejszych, przebijających spod rozbielonych wierzchnich warstw farby. Niepokój ten narasta stopniowo na „peryferiach” malarskiego przedstawienia – niczym czarne chmury niepogody – w istocie zapowiadając burzę abstrakcji w centrum. Burzę intensywnych – agresywnych nieomal – barw, nakładanych impastowo różnokierunkowymi i nieregularnymi pociągnięciami szerokiego pędzla: odcieni brązów ciemniejących ku czerni – wyrazistej, a zarazem rozpylonej w łagodne sfumato – „atakowanych” mocnymi akcentami bieli, gdzieniegdzie także (zwłaszcza w centrum i u dołu kompozycji) śladami żółci. Wszystkie one tworzą ekspresyjną, nieomal samodzielną „kompozycję w kompozycji” – kłębowisko wewnętrznej energii skupionej w kilku punktach, które swoim przestrzennym i reliefowym charakterem zdają się rozsadzać powierzchniową harmonię pozostałych partii płótna.
Spoglądam w ten sposób na obraz olejny Adama Wojciecha Bagińskiego w moich zbiorach, próbując odnaleźć emocje wewnętrzne autora zanotowane na płótnie w procesie malowania. Wyrażone mocnym kolorem skumulowane napięcie i jego erupcja, naruszające spokojny mir otoczenia – bądź przeciwnie, forma tego ostatniego zdaje się uspokajać, a przynajmniej przykryć „podskórny” dramat. Sprzeczne uczucia ukazane językiem abstrakcji lirycznej. Wzrok mój kieruje się teraz ku sekwencji trzech akwarel artysty z 2017 r. zawieszonych pionowo na ścianie – spośród nich górna, utrzymana w odcieniach szarości i bieli, ma charakter figuratywny; w pracy rozpoznajemy bowiem nieokreślony pejzaż górski w porze zimowej: zarysy roślinności skutej mrozem na pierwszym planie, na drugim – ośnieżone wzniesienia, pomiędzy nimi zaś w oddali szare chmury, które zdają się przynosić burzę lub zamieć śnieżną – kolejny element dramatyzmu wprowadzony do scenerii pozornie zapadłej w „sen zimowy”. Co więcej, realizmu przedstawienia nie możemy być całkiem pewni, gdyż jedynie zasugerowany szybkimi, impresyjnymi chlapnięciami farb wodnych krajobraz w wielu miejscach staje się rozmyty i nieuchwytny, bliski abstrakcji. Podobną formę dostrzegam w przedstawieniu u dołu – tym razem jest to pagórkowata sceneria wiosenna, utrzymana w cieplejszych barwach błękitu, zieleni, żółci, dopełnionych smugami brązu. W tym wypadku zarys pejzażu – wzgórz wynurzających się jakby z bieli mgły na sposób bliski drzeworytom japońskim – jest jeszcze bardziej wieloznaczny; właściwie to tylko pretekst do ekspozycji zestawień barwnych, wspomnienie malarskich zachwytów autora. Pomiędzy obydwiema akwarelami znajduje się jeszcze jedna, w której element figuracji znika niemal zupełnie, pozostają jedynie rozmyte plamy brązów i błękitów: delikatnie pomieszanych i rozprowadzonych pędzlem do krawędzi pola obrazowego, punktowo intensywnych, swoistych „kleksów” – w jego centrum. „Erupcje” plam barwnych, które zdają się obrazować narodziny Wszechświata, ciał niebieskich, a może po prostu są trudnym do jednoznacznego określenia pejzażem myśli i uczuć malarza? Pole do interpretacji prac zostawia on nam szerokie, jednakże opisana akwarela, podobnie jak wspomniany obraz olejny w pełni dają ilustrację postawy twórczej Bagińskiego, którego inspiruje „forma nieuchwytna, istniejąca między nim, a rzeczywistością”.
Zasadniczy motyw twórczości Adama Bagińskiego – biegłego zarówno w malarstwie olejnym, jak i w akwareli – od lat stanowi szeroko rozumiany pejzaż i przyroda, traktowane jako punkt wyjścia ukazywania duchowych przeżyć artysty, tworzenia swoistych „pejzaży mentalnych”. Malarstwo jest dla mnie przekazywaniem treści psychicznych, formą dzielenia się własnymi emocjami i przeżywaniem świata. Moje obrazy są najczęściej wspomnieniem przeżyć różnych zjawisk natury. Dla tych wspomnień i wrażeń emocjonalnych szukam form, malarskiej przestrzeni, światła i nastroju w oszczędnej gamie kolorystycznej – tak definiuje swoją sztukę sam artysta.
Spojrzenie na obrazy Bagińskiego pochodzące z różnych okresów jego twórczości ukazuje nam stopniową, a zarazem konsekwentną ewolucję formuły malarskiej artysty, od pełnego metaforycznych znaczeń realizmu w kierunku ekspresyjnej abstrakcji. Drobiazgowy realizm cechuje olejne płótna malarza z lat 70. i 80. XX wieku: samotne skały wyrastające pośrodku pustkowia, skalne rozpadliny lub hałdy kamieni, wydobyte z mroku intensywnym światłem, niekiedy także widoki natury, zwłaszcza roślinności łąkowej czy powiewających trzcin – wszystkie te elementy składają się na pełne egzystencjalnego niepokoju surrealistyczne pejzaże, swoją ekspresją i nastrojem przywodzące na myśl malarstwo Zdzisława Beksińskiego lub Henryka Wańka. Również w tym wypadku są to pejzaże wyobrażone, swego rodzaju „zapiski pędzlem” z podróży mentalnych artysty, suma zaobserwowanych miejsc, zgromadzonych w sobie przeżyć rzeczywistości. Natura i krajobraz jako czynnik inspirujący do subiektywnego działania twórczego czytelne są także w akwarelach malarza, nierzadko monochromatycznych, szkicowanych przez Bagińskiego jak gdyby pospiesznie – „chlapnięciami” plam barwnych rozprowadzanych błyskawicznymi pociągnięciami pędzla – lecz zawsze z bezbłędnym wyczuciem kompozycji. Od lat częstym motywem jego akwarelowych prac jest zarówno pejzaż naturalny, jak i widoki miast, przede wszystkim Zielonej Góry – z którą artysta związany jest od 1967 roku – widzianej zazwyczaj z perspektywy Wzgórza Winnego. Z pozornie abstrakcyjnych układów barw na białym, papierowym tle, wielokrotnie wydobywa się panorama Winnego Grodu, z najbardziej rozpoznawalnymi elementami zielonogórskiej starówki, takimi jak wieże ratusza i kościołów, czy zarysy Wieży Głodowej i poszczególnych kamienic. Uwagę zwraca choćby pejzaż Zielona Góra – Winne Wzgórza z 2014 roku, na którym dostrzegamy wyraziste, brązowe kontury miasta, ukazane jednak na dalszym planie, bowiem plan pierwszy w całości wypełniają winnice na zboczach wzgórza, malowane przez artystę wrażeniowo, w sposób niemal pointylistyczny, z ledwie zasugerowanymi pędzlem rzędami pergoli z winoroślami. Zarazem pomimo wielu elementów realizmu ów istniejący w rzeczywistości widok miejski zyskuje wymiar fantastyczny, niemal „tonąc” w powodzi winnych upraw i natury na wzgórzach ze wszystkich stron otaczających, wręcz „osaczających” miasto. Co istotne, także w tym wypadku pejzaż nie jest studium natury, lecz staje się pretekstem do kreowania przez artystę pejzażu wewnętrznego, metafizycznego, próby uchwycenia wspomnianej „formy nieuchwytnej” pomiędzy twórcą a realnością. Widoczne na tych obrazach kształty miasta zdają się rozmywać i zacierać pośród układów plam barwnych – zaledwie w domyśle przypominających wzgórza czy chmury. Jeszcze dalej posuwa się Bagiński w licznych akwarelach ukazujących wyimaginowane krajobrazy natury, malowane zawsze z wyobraźni jako suma wspomnień i zapamiętanych przeżyć, gdzie elementy takie jak zarośla, drzewa, pagórki stają się niemal wyłącznie znakiem – elementem pejzażu symbolicznego, wyrazu uczuć, emocji lub przemyśleń autora, co bliskie jest dawnym drzeworytom chińskim i japońskim, pomyślanym zawsze jako „krajobraz” umysłu twórcy, a nie obserwacja piękna przyrody. Począwszy od lat 90. XX wieku artysta zaczyna stopniowo odchodzić od figuracji, co najbardziej czytelne staje się w najnowszych pracach artysty; rośliny, łąki, wzniesienia, niebo, chmury – jak już była mowa – są obrazowane w sposób coraz bardziej syntetyczny, nikną w powodzi barw, w wielu wypadkach zastąpione niemal zupełną abstrakcją – „pejzażem nieuchwytnym”. Jeszcze bardziej czytelny jest on w obrazach olejnych malarza z ostatnich lat. Powracamy zatem do początku naszych rozważań – spojrzenia na jedno z wielu intrygujących energią płócien reliefowych, urozmaiconych fakturalnie, pełnych impastów i barw nasyconych, i intensywnych, choć pozostających ze sobą w harmonii, złagodzonych swoistym „sfumato”, nierzadko iluzjonistycznym. Kompozycji często malowanych długo, często przemalowywanych przez autora wielokrotnie, zależnie od emocji i wewnętrznych uczuć, które każą mu przedłużać „zmagania” z oporem malarskiej materii, lub je zaprzestać. Różne stany skupienia energii zaklęte w płótna: w stanie wybuchu dramatu, innym razem w wyciszeniu, choć z podskórnym niepokojem (lub euforią).
Walka artysty z samym sobą zatem od początków twórczości Bagińskiego przyjmuje różne oblicza i wciąż pozostaje nierostrzygnięta. Skąd biją źródła jego niesłabnącej energii twórczej? On sam wskazuje na impresyjne malarstwo Wiliama Turnera, mistycyzm i intelektualizm sztuki Dalekiego Wschodu; doszukać się tu możemy także wielu innych inspiracji – postimpresjonizmu, koloryzmu, a nawet surrealizmu, choć nasze interpretacje malarstwa Adama Bagińskiego nigdy nie będą wyczerpujące. Artysta zachęca jednak odbiorcę do własnego „przeżywania” jego obrazów, czego wyrazem jest rezygnacja z nadawania pracom tytułów. Każdy z nas jest więc zaproszony do współkreacji dzieła, którego entelechia „zmienia stany skupienia” nie tylko na płótnie, ale również i w naszych umysłach, naszej duszy – wszystko zależy od naszej indywidualnej wyobraźni, naszej wrażliwości. Czas uwolnić energię!
Jacek Gernat